24 kwietnia 2014

Magdalena Jastrzębska, Siostry Lachman piękne nieznajome.


Kolejny raz Magdalena Jastrzębska zaskakuje czytelnika i to w sposób dość przyjemny. Oto, bowiem przypomina, czy też może lepiej tu będzie pasować słowo odkrywa, przed nami postacie kobiet zapomnianych i mało znanych. Cóż może mówić nam współczesnym nazwisko Lachman. Owszem, kojarzymy i coś niecoś moglibyśmy powiedzieć na temat niektórych członków wielkich rodów Potockich, Radziwiłłów, Krasińskich, Czartoryskich, Zamoyskich, Lubomirskich. W mniejszym czy większym stopniu zapewne wszyscy czytelnicy słyszeli o nich chociażby na lekcjach historii, ale Lachman?


Autorka opowiada czytelnikowi zawiłą historię rodziny Lachman. Jak tytuł wskazuje koncentruje się na trzech siostrach: Laurze, Lizie i ich przybranej siostrze Konstancji. Dodatkowo jednak mamy możliwość przyswojenia sobie wiadomości o rodzicach sióstr oraz o powiązanych z nimi rodzinach. Wszystkie trzy Lachmanówny były piękne i eleganckie, co też można zauważyć na reprodukcjach obrazów i fotografiach zawartych w książce. Laura i Eliza to córki pułkownika Jerzego Lachmana (ur. 1787), które przyszły na świat w związku z Eleonorą Paszkowską. Konstancja to córka pułkownika i Teresy z Potockich Badeniowej (córka Jana Potockiego), poślubionej przez niego po rozwodzie z pierwszą żoną w roku 1833.


Przed śmiercią Lachman wymógł na Laurze przyrzeczenie, że kiedyś zaopiekuje się najmłodszą siostrą. Laura obietnicę w przyszłości spełniła, a Konstancja między innymi dzięki niej poznała światowe życie. Niemniej na razie młoda Laura (właściwie Eleonora Aleksandra) poślubiła Leona Świeykowskiego herbu Trzaska stając się wielką posiadaczką ziemską, a zaledwie szesnastoletnia Liza (właściwie Elżbieta) wyszła za mąż za Karola Przezdzieckiego. O ile jednak małżeństwo Lizy było zgodne i na swój sposób szczęśliwe, o tyle związek Laury szybko stał się jedynie formalny. W pani Świeykowskiej kochał się lata całe markiz Emmanuel de Noailles, aby w końcu po śmierci jej pierwszego męża, zostać przyjętym. Z kolei Konstancja czekała na oświadczyny mężczyzny, którego kochała dwanaście lat. W wieku 28 lat poślubiła Rogera Raczyńskiego mającego wówczas 42 lata i zamieszkała w Rogalinie pomagając mężowi w pracy naukowej i stając się macochą dla Edwarda. Niestety po dwóch latach małżeństwa Konstancja została wdową, pisze wiersze i organizuje modne wówczas seanse spirytystyczne.


Jak sama autorka podkreśliła we wstępie, w książce zastosowała układ chronologiczno – tematyczny. Opowieści o siostrach i rodzinach przenikają się. W to wszystko autorka wplata również tematykę związaną z powstaniami narodowymi i sprawą polską w oczach cudzoziemców. W książce odnaleźć możemy opowieści dotyczące życia towarzyskiego ówczesnych salonów Paryża i tych miast, gdzie pojawiały się piękne siostry Lachman. Autorka przedstawia także losy dzieci Elizy i Laury oraz pasierba Konstancji. 

Liza z Lachmanów Karolowa Przezdziecka  s. 79

Książka została zaopatrzona w bogatą bazę ikonograficzną. Mamy tu ryciny, fotografie, dokumenty i obrazy z epoki. Znaleźć tu oczywiście można wykaz ilustracji, a także indeks osób i ku mojej wielkiej uciesze - bardzo czytelne i rzetelne zestawienie bibliograficzne. Dodatkowym atutem są również rozbudowane przypisy, w których czytelnik odnajdzie nie tylko odniesienie do materiałów zebranych przez autorkę, ale również wyjaśnienie, co kryje się pod użytymi w tekście pojęciami, nazwami krain historycznych czy kim były dane osoby.


Lektura niebanalna, niesamowita i interesująca. Z pewnością też jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników XIX wieku. Jak najbardziej polecam.
 



Magdalena Jastrzębska, Siostry Lachman piękne nieznajome, wydawnictwo LTW, wydanie 2014, okładka twarda, stron 224.

BLOG MAGDALENY JASTRZĘBSKIEJ 

14 kwietnia 2014

Bogna Wernichowska, Tak kochali Galicjanie.


Bogna Wernichowska ma niesamowita, przyciągający dar opowiadania o losach ludzi z przeszłości. Świetnie się czyta jej opowieści. Można powiedzieć, że potrafi w jakiś niezwykły, acz dyskretny sposób oczarować czytelnika. Bynajmniej ja się czuje oczarowana. To druga książka jej autorstwa, która przeczytałam. Pierwszą były Kardy i kokardy. Opowieść o hrabinach Potockich, do której to pozycja na pewno wrócę.

Na książkę Tak kochali Galicjanie złożyły się historie miłosne ludzi, żyjących w Galicji (czyli na ziemiach zaboru austriackiego) w XIX wieku. Dokładnie są to historie z lat 1803-1918. Od razu jednak trzeba podkreślić, że opowieści dotyczą ludzi wywodzących się z warstw wyżej sytuowanych w społeczeństwie. Aż trudno uwierzyć, że separacje i rozwody były wówczas na porządku dziennym. Dodać do tego należy jeszcze kochanków na boku, niedobrane małżeństwa, życie ponad stan, flirty, śluby zawierane w rodzinie za dyspensą (na przykład panna poślubia wuja lub kuzyna). Panny były wydawane za mąż bardzo wcześnie, za mężczyzn dużo starszych od siebie i głównie wskutek namowy rodziców. Czasem dziewiętnastolatki były już w separacji lub po rozwodzie, a taka dwudziestoczterolatka była uważana za starą pannę. Z drugiej strony autorka prezentuje nam szereg opowieści o nieszczęśliwych miłościach, bo a to rodzice nie zezwolili na mariaż, a to panna była za biedna, a to znów kawaler, a to miłość była bez wzajemności, a to narzeczeństwo nagle zostało zerwane.


Historie są przeróżne i nie zawsze kończą się szczęśliwie. W margrabim Pawle Wielopolskim, synu Ignacego Rocha Wielopolskiego kochały się wszystkie panny, ale on zwrócił uwagę na zubożałą Józefinę Kuszlową. Były zaręczyny, a ślub wyznaczono na grudzień 1937 roku. Tymczasem Paweł wyjechał za granicę. Po paru tygodniach zwrócił pierścionek pannie w przesyłce nadanej z Wiednia. Zaledwie dwudziestojednoletnia Józefina w dniu, w którym miała otrzymać list, poszła najpierw do spowiedzi do kościoła, a potem ubrała się w suknię, którą miała na sobie w dniu zaręczyn, zamknęła się w sypialni i zażyła flakonik opium. Paweł przez kolejne kilka lat nie pokazywał się w Krakowie. Ożenił się z posażna panną, acz potem rozstał w skandalicznych okolicznościach i trwonił majątek.


Wśród opowieści można znaleźć historię miłosną dotyczącą hrabiego Adama Potockiego, który spotkawszy dwudziestoletnia rozwódkę Marię Kalergis, zakochał się bez pamięci. Maria Kalergis była wyswatana przez ojca w wieku szesnastu lat za greckiego milionera, a małżeństwo jej zakończyło się jeszcze przed urodzeniem córeczki. Hrabina Zofia Potocka nie zezwoliła na bliższą znajomość syna z „białą syreną” ( Kalergis nosiła białe suknie i perły). Adam poślubił Katarzynę Branicką, bratanicę hrabiny Zofii, ale z Maria Kalergis wymieniał listy przez lata. 


Jest również historia małżeństwa Jadwigi z Sanguszków i Adama Sapiehy. Gdy młody konkurent przyjechał się oświadczyć Jadwidze, poznał jej młodszą i piękniejszą siostrę Helenę. Adam poślubił Jadwigę, ale miał wieloletni romans z Heleną (!). Nie wiem ile sił musiała mieć w sobie Jadwiga, aby znosić takie upokorzenie. W dodatku, gdy Helena wydała na świat syna Jana Piotra, wymyślono historię, że to Jadwiga go urodziła (Helena z Adamem miała jeszcze córkę). Gdy Jan Piotr miał 26 lat w chwili śmierci Heleny, miał z listu dołączonego do jej testamentu dowiedzieć się się prawdy. 


Katarzyna z Bobrowicz Jaworskich zniewalała urodą i temperamentem już od najmłodszych lat, toteż ojciec wysłał ją na wychowanie do klasztoru sióstr benedyktynek. Jako siedemnastolatka została żoną trzydziestojednoletniego zamożnego Ksawerego Starzeńskiego, wybranego jej oczywiście przez ojca. Młoda para odwiedziła w pierwszych miesiącach księżną Izabellę Czartoryską, a tam szybko zakochał się w Katarzynie jej podopieczny Henryk Lubomirski. Stara księżna od razu zainterweniowała i wysłała Starzeńskich do Paryża. Tam Katarzyna miała romans z synem cesarzowej Józefiny z pierwszego małżeństwa, Eugeniuszem. Cesarzowa postarała się, aby Starzeński dowiedział się o romansie żony. Skandal wybuchł jednak w 1811 roku, kiedy to Katarzyna otrzymała zaproszenie na ślub kuzynki Marii Jaworskiej z hrabią Stanisławem Komarem z Podola. Kiedy Komar zobaczył Katarzynę z miejsca się zakochał i nawet po swoim ślubie jej nie opuszczał, zaś w noc poślubną … z nią uciekł (!).


Książka jest rzeczywiście niesamowita. Można w niej znaleźć też opowieści o Tetmajerze, Matejce i jego córkach czy Malczewskim. Jedyny mankament w tym, że nie ma tu ani przypisów, ani – czego już nie mogę wybaczyć – dołączonej bibliografii. Zaledwie parę razy w tekście autorka odsyła do wybranych pozycji. Nikła jest też baza ikonograficzna książki. Niestety te elementy to minusy, które bardzo mnie rażą. Niemniej książkę bardzo polecam szczególnie tym, którzy tak jak ja uwielbiają dawne, dziewiętnastowieczne historie. 


Bogna Wernichowska, Tak kochali Galicjanie, wydawnictwo Arcana, wydanie 2013, oprawa miękka, stron 242. 

6 kwietnia 2014

Barbara Barszcz, Marta Barszcz, Skrzat gotuje bez laktozy.

Dziś chciałabym zwrócić uwagę rodziców na nową serię wydawniczą zatytułowaną Klub Kucharzy Wyjątkowych. Pierwszą książką z tej serii  jest pozycja Skrzat gotuje bez laktozy. To książka przeznaczona szczególnie dla tych, którzy nie tolerują laktozy w swoim organizmie. Na szczęście moje dzieci nie miały nigdy z tym problemu. Znaleźć tu można przepisy łatwe, które można przygotować z dzieckiem i co najważniejsze, które mogą być przez niego zaakceptowane w jadłospisie. Książka jest bardzo starannie wydana i dostała ciekawa oprawę graficzną. Nie ma co tu za wiele pisać, bo zainteresowane osoby, na pewno po nią sięgną. Niech fotografie przemówią.  



Barbara Barszcz, Marta Barszcz, Skrzat gotuje bez laktozy, wydawnictwo Skrzat, seria: Klub Kucharzy Wyjątkowych, wydanie 2014, oprawa twarda, stron 136.

2 kwietnia 2014

Sharon Kendrick, Sarah Morgan, Za żadne skarby.


Czasami jest tak, że czytam książkę i pomimo, że wiem, że nic nie wniesie do mojego życia, jest pusta, słaba, jałowa, mało ambitna, to i tak za cholerę nie mogę się od niej oderwać. Godziny nocne mijają, a ja czytam dotąd, dopóki nie doczytam do końca. Nic na to nie poradzę. Jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem i udawać kogoś w rodzaju „ą” „ę” nie potrafię. Najlepiej moi drodzy być zawsze sobą. Ten, kto odwiedza ten blog, to wie, że lubię romanse. Właściwie czytam każdy rodzaj romansu (acz nie każdy romans) od szmiry, czyli utworze o niskiej lub żadnej wartości artystycznej począwszy na ambitniejszej fabule skończywszy.

Książka, nad którą spędziłam wczorajszą noc na pewno nikt nie nazwie ambitną. Ba, nawet nie umieściłabym jej na półce średniaków, a jednak nie będę nikogo tu oszukiwać, że nie czytało mi się tej książki dobrze. Słabiutka w sensie oceniania poziomu. Zawiłe to wszystko. Wartości artystycznej ewidentnie tu żadnej nie ma i jeśli, ktoś się w tej książce czegoś dopatrzył to chyba na głowę upadł. To książka w rodzaju czasopochłaniaczy, umilaczy, regeneracji sił, przypływu energii. Jak zwał tak zwał. Taką sobie półkę lata całe wymyśliłam i tak teraz ową pozycję szufladkuję.

Nie przynudzając, przechodzę już jednak do konkretów. Za żadne skarby to pierwszy tom kryjący w sobie dwa większe opowiadania czy też, jak kto woli powieści, o córkach jednego z najbogatszych ludzi w Anglii, Oskara Balfour’a. Otóż ojciec wszechmocny ma osiem córek, acz nie z jedną kobietą jeśli ktoś chciałby wiedzieć. W pierwszej części serii Córeczek tatusia poznajemy dwie – stąd dwa opowiadania – Kat i Bellę. Obie oczywiście są bogate dzięki tatusiowi, panny dwudziestoparoletnie, rozwydrzone, ale za to piękne, zadbane, a na ich temat prasa bulwarowa pisze niestworzone rzeczy i ciągle szuka sensacji. Ale po wydarzeniach na dorocznym charytatywnym przyjęciu, tatuś nagle dostrzegł, że panny należy w końcu czegoś nauczyć. Zamyka im dostęp do kont bankowych i podstępem Kat załatwia pracę na jachcie w roli pani sprzątającej, a Bellę wysyła do centrum medytacji na pustyni. Jak można się domyśleć jedna jak i druga pozna doskonalszą męską wersję: Kat – byłego torreadora, Bella – szejka. Oczywiście są przystojni, eleganccy i namiętni, kiedy trzeba, pławią się w luksusie i za wszelką cenę chcą poskromić kobiety, które dane im było spotkać na swojej drodze.

To by było na tyle fabuł tychże opowiadań. Proste, puste, przewidywalne i z happy endem. Cóż poradzić, że czytanie nawet takich książek sprawia mi przyjemność. Nie będę wchodziła w jakieś psychologiczne rozważania, ale przyczyn tego należy na pewno dopatrywać w oderwaniu od zwykłego życia. Dobrze byłoby nie robić codziennie tego co, codziennie robię (jak miliony innych kobiet), nie martwić się o pieniądze i mieć szafę ciuchów (męża i dzieci nie zamieniłabym za żadne skarby). Chyba też zaczynam tęsknić za młodością, bo jakieś ożywcze zwariowane tchnienie tutaj jest. Jeśli miałabym wybierać to jednak Kat autorstwa Sharon Kendrick przedkładam nad Bellę Sarah Morgan. Warto jednak nadmienić, że panie specjalizują się w pisaniu tego rodzaju romansów.

Na zakończenie tej mało frapującej opinii, która nie za wiele wnosi, orzekam, że to książka o slabiutkiej strukturze, użytecznie przyjemna, ale w rodzaju tych, których się nie pamięta. Ach, zapomniałabym wspomnieć o trafionej kolorystycznie i warsztatowo okładce.  



Sharon Kendrick, Sarah Morgan, Za żadne skarby, wydawnictwo Harlequin, wydanie 2014, tłumaczenie: Kamil Maksymiuk, Joanna Pawełek- Mendez, okładka miękka, stron 320.

strona Sharon Kendrick
strona Sarah Morgan