31 sierpnia 2014

Elizabeth Gaskell, Życie Charlotte Brontë.


Cóż za niewysłowiona emocjonalna rozkosz do przeżycia dla każdego zainteresowanego czytelnika, mieć w ręku i móc cieszyć się polskim wydaniem biografii Charlotte Brontë, w dodatku autorstwa jej przyjaciółki i również pisarki Elizabeth Gaskell. To klasyka i zapewne reklamować jej nie trzeba, bo moim zdaniem przed każdym wielbicielem sióstr Brontë stoi obowiązek przeczytania tej książki. Zaznaczam, że książka ukazała się po raz pierwszy 25 marca 1857 roku, w drugą rocznicę śmierci Charlotte.
 
Warto też od razu zwrócić uwagę na ponad pięćdziesięciostronicową przedmowę do polskiego wydania, autorstwa Eryka Ostrowskiego, autora polskiej biografii Charlotte Brontë (Charlotte Brontë i jej siostry śpiące, wydawnictwo  MG, 2013). Znaleźć w niej można analizę tego, w jakich aspektach Gaskell ukazała osobę Charlotte, na co zwróciła szczególną uwagę, czym się kierowała, skąd czerpała wiadomości i czy są one wiarygodne, w jaki sposób zbierała materiały i kto jej w tym pomagał (wiadomo, że wówczas kobieta wszystkiego sama nie mogła, bo nie wypadało), na kogo z rodziny wywierano presję, czy kiedykolwiek niektóre zebrane informacje zostały sprostowane i kogo z rodziny Brontë autorka pominęła w książce. Tu czytelnik oczywiście od razu sam się domyśli, bowiem o bracie Charlotte, Patricku Branwellu, Gaskell pisze rzeczywiście bardzo mało. Pomija jego rolę oraz niechlubne postępowanie w życiu. 

wrzosy na zdjęciu, które wyciągnęłam z archiwum niestety nie angielskie, a szwedzkie

Eryk Ostrowski bardzo dokładnie analizuje okoliczności powstania pierwszej biografii Charlotte Brontë i w jaki sposób narodziła się legenda sióstr.  Zwraca uwagę, że biografia oparta jest w większości na świadectwach osobistych pastora Brontë oraz na udostępnionych przez niego materiałach związanych z Emily, Anne i Branwellem. Gaskell poświeciła też wiele miejsca przyjaciółkom Charlotte, Ellen Nussey i Mary Taylor. Angielska pisarka wykorzystuje również listy pisane przez Charlotte i kierowane do niej. Cytowane fragmenty są bardzo ciekawe i na ich podstawie można również wysnuć wniosek na temat osobowości Charlotte. Autor przedmowy zauważa, że Gaskell była nie tylko przyjaciółką Charlotte, ale zajmowała pozycje obserwatora rodziny, czasami patrzy przez pryzmat psychologii, wysnuwa wnioski, doszukuje się głębi. 


Jak na dziewiętnastowieczną książkę przystało, język biografii jest bardzo wyszukany i stonowany. Ogromna zasługa polskiego przekładu należy do Katarzyny Malechy. Zdania są długie, składają się na wartościowe i plastyczne opisy, co z kolei wpływa na to, że czytelnik odnosi wrażenie przeniesienia się w czasie. To rzecz nieprawdopodobna i niesamowita, przynajmniej dla mnie, ale mnie zawsze ponosi wyobraźnia. Gaskell wnikliwie i z najdrobniejszymi szczegółami potrafiła opisać drogę do Haworth i samą wieś. Czytelnik ma wrażenie, że zna niemal każdy zakamarek tej miejscowości, nie mówiąc już o położeniu kościoła, plebani i cmentarza. Poznać można rozkład wnętrza plebani i wystrój wnętrza. Autorka dokładnie opisuje również mieszkańców Haworth, przytaczając anegdoty i zasłyszane historyjki. Oczywiście przedstawia również samego pastora Brontë, z jakiej rodziny się wywodził, skąd się pojawił w Haworth, jego żonę i dzieci. Wiele miejsca poświęca sposobom wychowania dzieci i rodzaj zastosowanego kształcenia przez pana Brontë. Czytelnik poznaje również szczegóły dotyczące pobytu sióstr w szkołach i warunki pobytowe oraz pierwsze kroki Charlotte na drodze wiodącej ku zajęciom pisarki i próbom usamodzielnienia się poprzez podjęcie pracy nauczycielki. 


Elizabeth Gaskell wkracza również w życie osobiste Charlotte. Przykładowo pisze o odrzuceniu przez nią „pierwszych” oświadczyn oraz o jej wyborze na męża już w późnym wieku, Arthura Nichollsa. Interesującą stroną jest pokazanie również samopoczucia Charlotte w danym okresie i jej rodziny oraz gnębiących ich chorób.

Z ciekawostek zaznaczyć warto, że w biografii odnaleźć można między innymi spis książek z datą ich ukończenia do 3 sierpnia 1830 roku stworzony przez Charlotte, wiersze i fragmenty pierwszych prac pisanych na początku dla zabawy z rodzeństwem. Oczywiście czytelnik poznaje również okoliczności powstawania książek pisanych przez siostry i wydawanych pod męskimi pseudonimami. Gaskell przytacza również opinie Charlotte na temat innych ówcześnie wydawanych w Anglii książek jak Thackeraya.

Życie Charlotte Brontë jest lekturą arcyciekawą i to gratka dla polskiego czytelnika, że mógł on w końcu doczekać się wydania w rodzimym języku. Dzięki książce poczuć można duch epoki, w której żyły siostry Brontë i niemal z pierwszej ręki dowiedzieć się o ich życiu. Elizabeth Gaskell mimo, że obracała się w szerszym środowisku, była otwarta na ludzi, potrafiła jednak odnaleźć drogę do milczącej i samotnej Charlotte. Na szczęście wyszła również naprzeciw prośbie pastora Brontë, aby napisała biografię zmarłej córki.
 


Elizabeth Gaskell, Życie Charlotte Brontë, wydawnictwo MG, wydanie 2014, przekład Katarzyna Malecha, oprawa twarda, stron 624.

23 sierpnia 2014

Jennifer Robson, Francuski romans.



Może byłby to romans, jakich wiele, gdyby nie tło historyczne, w jakim został osadzony. Akcja powieści rozpoczyna się w lipcu 1914 roku tuż przed wybuchem I wojny światowej (wówczas nikt oczywiście nie wiedział, że będzie kolejna tak potężna eksplozja konfliktu, toteż nazywano ją potem Wielką Wojną), a kończy w lutym 1919 roku. Zacznijmy jednak od początku. Jest lipiec, Londyn, wielki dom przy Belgrave Square, późny wieczór. Pokojówka Flossie pomaga ubrać się dwudziestoletniej Lady Elizabeth Ashford na bal zaręczynowy jej brata Edwarda. Lady Elizabeth w skrócie nazywana Lilly nie zdaje sobie oczywiście sprawy ze swojego olśniewającego wyglądu, którym oczarowany jest najlepszy przyjaciel Edwarda z Oksfordu, Robert Fraser. No cóż, przecież, kiedy ostatni raz widział Lilly, ta miała niespełna trzynaście lat. Młodzi zbliżają się ku sobie, ale idylliczną rozmowę przerywa matka Lilly, surowa hrabina Halifax. Nie takiego kandydata, bowiem pragnie dla swojej wysoko urodzonej córki. Cóż z tego, że Robert jest zdolnym, wykształconym chirurgiem, ale przecież pochodzi ze slumsów, z najniższych nizin społecznych.  Ach, te konwenanse i wysokie mniemanie o własnej pozycji angielskiej arystokracji! Ani jednak Lilly ani Robert nie zapomną o spotkaniu na balu. Gdy wybuchnie wojna, a Robbie zaciągnie się do wojska i będzie służył we Francji, jako lekarz, dzięki korespondencji więź z Lilly jeszcze bardziej się zacieśni. 

Lilly wychowana w arystokratycznym domu, od dzieciństwa przygotowywana była na to, aby poślubić jakiegoś arystokratę i to takiego, który wybrany zostałby przez jej rodziców. Marzyła o podróżach i studiach, a nigdy nie została posłana do szkół. Dzięki namowom Roberta, to Edward znalazł dla niej nową guwernantkę Charlottę, z którą Lilly bardzo się zaprzyjaźniała. Była dziewczyną zalęknioną, zawsze posłuszna rodzicom i bała się zrobić ten odpowiedni krok. Szala się jednak zawsze kiedyś przelewa, a gdy to następuje Lilly wybiera samodzielne życie i nie przyznaje się do swojego pochodzenia.  Jest jej ciężko, ale największe życiowe doświadczenia młoda kobieta zdobywa na froncie we Francji, acz będąc blisko Robbiego, służąc w WAAC (Women’s Army Auxiliary Corps – pomocniczy Korpus Wojskowy Kobiet) jako kierowca ambulansu.

Wojenne tło staje się niewątpliwie atutem powieści. Autorka umiejętnie potrafiła odtworzyć warunki sanitarne, jakie panowały na froncie. Robbie pracuje po kilkanaście godzin dziennie, śpi po parę godzin dopóki nie przywiozą kolejnych rannych, musi być zawsze sprawny, musi też wybierać, który z rannych potrzebuje pomocy, a któremu żadna pomoc medyczna nic nie przyniesie. Działa czasami jak robot. Z kolei praca Lilly również jest wyczerpująca. Wraz z przyjaciółkami przewożą rannych z tyłów do polowego szpitala. Kursy odbywają się kilkanaście razy dziennie, karetki są nieustannie brudne od fekalii i krwi rannych. Dziewczyna przygotowuje samochód do trasy, jak wszyscy znosi trudne warunki bytowe, marzy o wypiciu gorącej herbaty, zimą odmraża ręce i ciągle na trasie grozi jej niebezpieczeństwo ostrzału. Ta niepewności i grożące jej niebezpieczeństwo doprowadza Robbiego niemal do szału. 

Francuski romans to powieść czyta się szybko, bowiem oderwać to się do niej nie można. Dwa dni i przeczytana w moim domowym rozgardiaszu. Na pewno odnaleźć tu można wiele emocji i nic tak nie pobudza wyobraźnię jak plastyczne opisy. Dobrym zabiegiem było dodanie na końcu książki słowniczka zestawiającego zawarte w powieści skróty organizacji, służb, a także stosowanych określeń. Autorka dodała również informację od siebie, co skłoniło ją do umieszczenia losów Lilly w czasie Wielkiej Wojny i skąd czerpała wiadomości na temat kobiet będących kierowcami ambulansów na froncie. Co ciekawe, na okładce przeczytać można, że dalsze losy bohaterów pojawią się już wkrótce w kolejnej książce autorstwa Jennifer Robson. Czyżby chodziło o Charlottę i Edwarda? Zapowiadałoby się niezwykle ciekawie.  



Jennifer Robson, Francuski romans, wydawnictwo Imprint, Dom wydawniczy PWN, wydanie sierpień 2014, tytuł oryginalny: Somewhere in France, tłumaczenie Anna Studniarek, okładka miękka, stron 356.


STRONA AUTORKI

22 sierpnia 2014

Jeanne Bourin, Burzliwe lato.



Wydawało mi się, że zupełnie niedawno czytałam Sekrety kobiet złotnika,  a to już ponad rok upłynął od pojawienia się blogowej opinii. Jak ten czas biegnie do przodu… Tego lata polscy czytelnicy mogą cieszyć się drugą częścią autorstwa Jeanne Bourin zatytułowaną Burzliwe lato. O ile pierwsza część fabuły osadzona była w latach 1246-1247 i 1253-1255, akcja drugiej części toczy się od czerwca do września 1266 roku i umiejscowiona jest głównie w podparyskiej wsi Gentilly i prawobrzeżnym Paryżu. Bohaterką drugiej części jest najmłodsza córka Matyldy i Szczepana Brunelów, Marynia, która ma 27 lat, matką Wiwien i Ody, a także jest wdową odpowiedzialną za kierowanie pracowni iluminatorskiej. Marynia właśnie uległa Kosmie, kupcowi i stała się jego kochanką. Obok Maryni głowiną rolę w powieści odgrywa jej córka dziewięcioletnia Oda. Można tu także jednak wymienić piętnastoletnią Agnieszkę, przybraną córkę Floriny, która zakochuje się w Tomaszu. Właściwie czasami miałam wrażenie, że to dzieci i ich perypetie, historie, przygody i pierwsze miłości zajmują plan pierwszy. Pomysłowość ich nie zna granic, a poza tym daleko w ich zachowaniu od posłuszeństwa rodzicom.


Oczywiście podobnie jak pierwsza część, tak i druga charakteryzuje się wielowątkowością i gwałtownymi zwrotami akcji. Spokoju tu na pewno czytelnik nie znajdzie, choć sama powieść napisana jest wspaniałym i plastycznym językiem, z wielka dbałością o szczegóły. Ponownie mamy zabieg przedstawienia głównych postaci na poczatku powieści, co czyni ją niezmiernie czytelną.


Jak to było w przypadku pierwszej części, również druga zachwyca czytelnika pod względem jak najlepszego odwzorowania tła politycznego, kulturalnego, religijnego, obyczajowego, historycznego i społecznego trzynastowiecznej Francji. Autorka stanęła na wysokości zadania i czytelnik bezsprzecznie przenosi się na ówczesne ulice, podziwia zabudowania i odwiedza miejsca niecieszące się sławą. Autorka opisuje także te rejony czy miejsca jak Cmentarz Niewiniątek (miejsce to cieszyło się popularnością wśród prostytutek, alfonsów, wszelkiej maści złoczyńców, bezdomnych zwierząt i nielegalnych handlarzy; zamknięty w 1785 roku), które dziś już nie istnieją. Jeanne Bourin z wnikliwością ponownie odtwarza średniowieczne życie codzienne, ubiory, kuchnię, zwyczaje, tradycję, a nawet zapachy. Mowa jest o ziołolecznictwie, chorobach, dolegliwościach, a nawet zabobonach.


Nie ma, co tu więcej pisać i powtarzać się. Odsyłam do recenzji pierwszej części. Ten, kto przeczytał pierwszą część na pewno będzie chciał zaznajomić się z drugą. Tym, którzy nie mieli przyjemności poznać jeszcze żadnej z części, jak najbardziej zachęcam do nadrobienia tego niedopatrzenia.
 


Jeanne Bourin, Burzliwe lato, wydawca Noir sur Blanc, wydanie lipiec 2014, przekład Anna Michalska, oprawa twarda, 376.

4 sierpnia 2014

Wakacyjnie.

Upały mi stanowczo nie służą. W kwestii czytania zrobiłam się bardzo leniwa, nie mówiąc już o pisaniu. Niech wróci normalna pogoda!
W zeszłym tygodniu pierwszy raz od trzech lat parę dni spędziliśmy poza domem. Znaleźliśmy ciszę, spokój, całodzienny świergot ptaków i zero jakiegokolwiek miejskiego hałasu. Jedna ulica, parę domów, koniec asfaltu, zanikający zasięg, dobra baza wypadowa do Rybna i Hartowca.
Trudno przy dwójce absorbujących dzieci, które zawsze czegoś chcą, nazwać ten wyjazd wypoczynkiem, bo wróciłam podwójnie "wypluta", ale cieszę się, że w ogóle gdziekolwiek pojechaliśmy. Niestety Prowansja, Toskania, Bretania, a nawet wyjazd nad morze pozostaje w sferze marzeń. Nadal żyjemy z jednej pensji z kredytem w tle i ku mojej rozpaczy nie zanosi się na jakąkolwiek zmianę.
A po powrocie zderzenie z rzeczywistością - ograniczające mieszkanie w bloku i  wrony za oknem.

jezioro w Grądach
Jezioro w Rybnie
zachód słońca
Grądy, widok na jezioro
droga z Rybna do wsi Grądy
Grądy

Grądy
Grądy

nasza czwórka